Niemiecka atomowa logika
Tak jakoś wychodzi, patrząc na logikę dziejów, że ludzie muszą w coś wierzyć. Taki czy inny ale jakiś Bóg zawsze gdzieś jest. W Europie przez wieki był to chrześcijański Bóg. Był, bo od jakiegoś czasu przebojem szerzy się inna religia. Zwana ekologią. A akuszerami tej religii są m.in. Niemcy. I jest to ciekawy temat na oddzielny post. Bo w tym ma być o jednym z aspektów tego trendu. O niemieckiej ekologii w kontekście atomu.
Kilka dni temu, 15 kwietnia 2023 roku mieliśmy ciekawe wydarzenie. Niemcy wyłączyli swoje ostatnie 3 elektrownie atomowe (z 19 jakie posiadali jeszcze w latach 90tych). Wszystko argumentowane ekologią i dbaniem o środowisko. No bo "wiadomo" atom to zło. "zabija ludzi, życie itp." Pisze to w cudzysłowiu bo jak wiele ekologicznych dogmatów, i to stwierdzenie kupy się nie trzyma. By nie robić wielkiego wykładu o energii atomowej, to w tej chwili ograniczę się do jednego z aspektów produkcji prądu z atomu. Czyli emisji gazu cieplarnianego CO2. Jest to rzecz na punkcie której Europa a Niemcy szczególnie sfiksowały. Albo ograniczamy CO2 albo będzie koniec świata. Stąd i ten słynny pakiet "Fit for 55" którego głównym założeniem jest emisja gazów cieplarnianych o co najmniej 55% do 2030 roku (w porównaniu z poziomem z 1990 roku) oraz dążenie do osiągnięcia neutralności klimatycznej (cokolwiek by to oznaczało) do 2050 roku. Efektem są m.in. takie pomysły jak zakaz samochodów spalinowych od 2035 roku (bo one produkują gazy cieplarniane i trują powietrze), dyskusja o zakazie używania gazu do ogrzewania domów (bo spalanie gazu wytwarza CO2), pomysły by ograniczać stosowanie klimatyzacji (bo klimatyzacja chodzi na...gazy cieplarniane) itp. itd.
A co do tego maja elektrownie atomowe? Wiele i niewiele. Elektrownia atomowa nie produkuje CO2 ani żadnych innych gazów cieplarnianych. Więc w teorii jest ekologiczna. W teorii, bo jak wyżej wspomniałem, dla wielu środowisk atom to zło wcielone. A ponieważ obecnie w Niemczech rządzą środowiska mające skrzywienie na punkcie ekologi, stąd i decyzja o całkowitym wyłączeniu elektrowni atomowych. Które to nastąpiło kilka dni temu, 15 kwietnia. Więc można powiedzieć,że ekologia zwyciężyła. Niemcy są od kilku dni jeszcze bardziej ekologicznym i zdrowym krajem. Tylko czy na pewno..? :)
Jak zwykle diabeł tkwi w szczegółach. Gospodarka bez prądu się nie obejdzie. Więc prąd trzeba produkować. Wyłączenie jednego źródła produkcji prądu powoduje, że trzeba zwiększyć produkcje z innych źródeł. Bogiem w Unii Europejskiej a w Niemczech szczególnie jest tzw. energia odnawialna. Niby w pełni ekologiczna bo nie produkująca żadnych odpadów i nie szkodząca nikomu. Więc w teorii mająca same plusy. A jak często z teorią bywa, teoria idzie jedną drogą a praktyka drugą.
Mamy więc 15 kwietnia - pierwszy dzień bez atomu. I jakby natura złośliwie chciała coś udowodnić. Dzień jest niezbyt słoneczny, słońca niewiele. A do tego jeszcze dzień jest prawie bezwietrzny. W efekcie fotowoltaika niewiele co daje, a z niemieckich wiatraków działa tylko 10 %. W efekcie Niemcy muszą energię sprowadzać z zagranicy. Głównie z Francji i z Polski. Czyli wyłączywszy u siebie elektrownie atomowe sprowadzają energię z Francji, która produkuje ją głównie w elektrowniach...atomowych :) Smaczku całej sytuacji dodaje fakt iż polska energia produkowana jest głównie z węgla :)
Niewiele lepiej jest w kolejnych dniach. Dane z wtorku 18 kwietnia, pokazują iż produkcja energii w Niemczech wygląda na ten dzień następująco: Energia z wiatru 19,1 %, energia słoneczna 14,2 %. Gaz 13,8 $, biomasa 9,5%, inne źródła 9,4 %. I na koniec (choć powinno być to jako pierwsze wymienione), 34% zapotrzebowania na prąd pokrywają elektrownie..węglowe. Tak tak, pomimo tej całej ekologicznej propagandy, jak to Niemcy idą w stronę "czystego świata", są okresy gdy najwięcej energii w Niemczech produkuje najbardziej szkodliwe dla powietrza źródło, czyli węgiel !
By zrozumieć w pełni powyższy paradoks, trzeba przytoczyć pewne jakby rzec około ekologiczne dane. Produkcja prądu z różnych źródeł wiąże się z różna emisję do atmosfery tego słynnego gazu cieplarnianego CO2. I tak (posiłkując się niemieckimi (!) danymi - Die Welt) produkcja 1 kWh prądu z węgla powoduje emisję 850 g/kWh, a z gazu 500 g/kWh. Natomiast użycie atomu do produkcji prądu wiąże się z emisją... 2,5 g CO2 na 1 kWh wytworzonej energii. W efekcie, wg raportu RePLanet, łączne emisje CO2 spowodowane likwidacją niemieckich elektrowni atomowych wyniosą do 2024 roku koło miliarda ton CO2.
Idąc dalej tym śladem, wg. wyliczeń przeprowadzonych na Uniwersytecie Columbia, redukcja energii jądrowej tylko w okresie do 2017 roku, doprowadziła do wzrostu liczby zgonów wywołanych zanieczyszczonym powietrzem o kilka tysięcy.
Zestawiając te źródła widać wyraźnie, iż atom to czysta energia. Czyli ekologiczna energia :) Czyli Niemcy robiąc wielki hałas wokół ochrony klimatu i przedstawiając się jako Ci idący w czołówce walki o czyste powietrze i szermując hasłem neutralności klimatycznej, rezygnują z źródeł produkcji prądu przyjaznych środowisku, a opierają się na źródłach najbardziej szkodliwych dla środowiska i naszych płuc. Ciekawe..
Ciekawy jest też aspekt nie tylko ekologiczny tej sytuacji, ale i ekonomiczny. Budowa elektrowni jądrowej jest droga (zresztą jakiejkolwiek innej też). Ale użytkowanie tejże elektrowni jądrowej i produkcja prądu w latach jej użytkowania wychodzi już całkiem ekonomicznie. Po prostu prąd z atomu jest jednym z najtańszych źródeł prądu.
Tak wiec wracając do Niemiec, jak policzyła firma konsultingowa AFRY, utrzymanie przy życiu ostatnich 3 niemieckich elektrowni jądrowych oraz przywrócenie do pracy 3 innych, wyłączonych w 2021 roku, dało by roczne oszczędności związane z kupnem energii na unijnym rynku na sumę 35 mld euro. Jednocześnie wiązało by się to z ograniczeniem zużycia gazu (który przypomnę powoduje emisję 500 g CO2 na 1 kWh wytworzonej energii) o 60 TWh a tym samym o zmniejszenie emisji CO2 do atmosfery o 34 miliony ton. Natomiast utrzymaniu w ruchu tylko tych 3 elektrowni jądrowych wyłączonych kilka dni temu, obniżyłoby niemiecką cenę energii o jakieś 4-13%, co tylko samym Niemcom przyniosło by oszczędności w skali koło 7 mld euro, a w skali rynku Unii Europejskiej koło 19,4 mld euro.
A co na to sami obywatele Republiki Niemieckiej? Wg sondażu niemieckich (!) telewizji RTL i NTV, aż 88% Niemców nie wierzy że w rozsądnej przyszłości kraj może się oprzeć tylko na źródłach odnawialnych, takich jak wiatr i słońce. Równie ciekawa jest odpowiedz na inne pytanie. Jakie konwencjonalne źródła energii powinny być dalej wykorzystywane. 50% wskazało na gaz ziemny a 57% na atom..
Czyli społeczeństwo wolało by pozostać przy atomie, gospodarka także by na tym zyskała, na niższych cenach energii. A i dla środowiska jak i naszych płuc (!) jak wyżej pokazałem, zachowanie elektrowni atomowych jest o całe niebo lepsze niż produkcja prądu z węgla czy gazu. Więc gdzie i jaka tu logika w likwidacji energii z atomu? Przypominam, cały czas szermując hasłem iż się robi to w celu ochrony środowiska...