Rosyjska inżynieria wodna
W nocy z poniedziałku na wtorek tj. z 5 na 6 czerwca br. Rosja wysadziła jedną z dwóch wielkich zapór na Dnieprze (zapora wodna w Nowej Kachowce). I to po raz kolejny, bo w 1941 roku Stalin kazał wysadzić położoną 200 km wyżej inną wielką zaporę. Dnieprzańską Elektrownię Wodną w Zaporożu (Dnieprostroj). Tamto działanie, mające w teorii zaszkodzić niemieckim siłom (wg niemieckich szacunków zginęło 1500 żołnierzy), w tym czasie idących z ofensywą, zaszkodziło chyba bardziej samym Rosjanom. Głównie cywilom, których zginęło koło kilkudziesięci tysięcy (szacunki podają liczby od 20 to 120 tyś, najczęściej podaje się liczbę kolo 100 tyś). A byli to nie jacyś innostrańcy czyli obca ludność, ale etniczni Rosjanie (lub Ukraińcy, którzy wówczas byli traktowani i uważani za ludność rosyjską). Plus do tego należy doliczyć trudną do określenia (podaje się że koło 20 tyś) liczbę żołnierzy armii czerwonej. Bo jak to w radzieckim/rosyjskim wojsku, zwykłym żołnierzem mało kto się przejmuje.
I ta obojętność na los własnych bojców, pozostała do dziś. Jak podaje CNN (a więc dosyć poważne źródło) by zachować całą akcję w tajemnicy, rosyjskie dowództwo o planach wysadzenia tamy, nie poinformowało własnych oddziałów. W efekcie w wyniku wielkiej wody potonęło sporo rosyjskich sołdatów, obsadzających wschodni brzeg Dniepru. Paradoksalnie może się okazać, że w wyniku tych działań zginęło więcej rosyjskich niż ukraińskich żołnierzy. Wynika to stąd, iż brzegi Dniepru poniżej tamy są tak ukształtowane, iż zachodni brzeg (obsadzony przez stronę ukraińską) jest wyżej położony niż wschodni brzeg, kontrolowany przez Rosjan. W efekcie większa część fali przetoczyła się przez pozycje zajmowane przez ruskich sołdatów. Oczywiście należy do tych strat, doliczyć ludność cywilna którą ta wielka woda pochłonęła. I znów ta liczba będzie większa na wschodnim brzegu. Nie tylko ze względu na ukształtowanie terenu, ale i reakcje władz obu stron rzeki. Ukraińskie władze natychmiast przystąpiły do ewakuacji ludności z obszarów zagrożonych zalaniem (zmagając się nie tylko z wodą ale i z .. rosyjskim ostrzałem. Gdyż Rosjanie prowadzą ostrzał ratowników i ewakuowanej ludności). Natomiast rosyjskie władze nie dość, że nic nie robią to są doniesienia że miejscowe jednostki rosyjskiego wojska utrudniają lub nieraz wręcz blokują próby wydostania się mieszkańców z zalanych obszarów. Ot, ruska cywilizacja w całej rozciągłości.
Nasuwa się tu pytanie, czemu akurat teraz tą zaporę wysadzono. Bo zaminowana i przygotowana do wysadzenia była już od zeszłego roku. Nasuwają się tu 4 sugestie.
1. Dowództwo rosyjskie posiadło informacje o jakiejś bliskiej ukraińskiej akcji/desancie przez Dniepr i chciało to uniemożliwić.
2. Rosjanie mieli już dość ciągłej podjazdowej wojny w wykonaniu ukraińskich sił specjalnych, które regularnie niewielkimi jednostkami przeprawiały się przez Dniepr i kąsały gryzły.
3. Rosyjskie dowództwo zalewając te obszary tworzy naturalną barierę, którą odgradza się od sił ukraińskich. A tym samym może część sił dotychczas zaangażowanych w pilnowanie tych obszarów, zwolnić i przesunąć na inne obszary frontu.
4. Taktyka spalonej ziemi. Wiedząc/mając przeczucie że zbyt długo te obszary nie będą już rosyjskie, Rosja to co może wywozi (czyt.kradnie) a tego czego nie da się wywieźć to niszczy.
O ile pn. 4 patrząc na codzienne zachowanie ruskich sołdatów jest bardzo logiczny, to wydaje się iż jest on tylko uzupełnieniem wersji 1, 2 lub 3. Czyli wysadzenie tej tamy miało w założeniu utrudnić życie/działalność sił ukraińskich. Ale paradoksalnie może się okazać ta decyzja bardziej korzystna dla strony ukraińskiej niż rosyjskiej. Może brzmi to dziwnie ale jest bardzo logiczne. Otóż wysadzenie tamy i zalanie olbrzymich obszarów wysoką wodą stanowi utrudnienie jeśli wręcz uniemożliwia wszelkie (w szerszej skali) działania przeprawowe przez Dniepr. Gdyż Dniepr to rzeka o całkowicie innej skali niż rzeki które my tu w Polsce znamy. Nasze główne rzeki, Wisła Odra Bug Warta, mogły by robić za dopływy Dniepru. Dniepr to szeroka rzeka. W Kijowie ma np. 1.5 km szerokości. Natomiast w dolnym swym biegu, czyli na wysokości obszarów zajętych przez wojska rosyjskie, jest to cały system głównej rzeki czyli Dniepru i wielu pobocznych rzeczek i masy rozsianych pośrodku wysp. Przy spokojnym stanie rzeki nie jest to zbyt łatwy obszar do pływania. A po zerwaniu tamy i uwolnieniu milionów hektolitrów wody, niewiele chyba jest jednostek które będą mogły spokojnie operować po tym obszarze. I pewnie o to właśnie chodziło rosyjskiemu dowództwu. Uniemożliwić potencjalny ukraiński desant przez Dniepr na wschodni brzeg rzeki. A czemu ma to takie znaczenie dla Rosji? Otóż przeprawiając się gdzie między obszarem Nowej Kachówki a Chersoniem, ma się prostą i krótką drogę do Krymu.
Pytanie tylko, czy Ukraińcy rzeczywiście planują/planowali taki ruch. Trzeba wziąć po uwagę, że sukces takiej operacji w równym stopniu zależy od typowych walk na lądzie już po postawieniu stopy na ziemi, a równie bardzo jeśli nie bardziej od logistyki i całego procesu przerzucania wojsk i zaopatrzenia przez rzekę. A jak wyżej wspomniałem, Dniepr , nawet w okresie spokojnego stanu nie jest polską Wisłą którą średnio wprawiony wioślarz pokona bez problemu pontonem/kajakiem. A Ukraina już przed wojna nie posiadała za bardzo jakiejś poważniejszej floty. I ostatni rok wojny nie zmienił tego stanu. Wręcz go pogorszył. Bo jedyna ukraińska fregata Hetman Sahajdaczny została sama przez Ukraińców zatopiona w Mikołajowie gdy zbliżały się do tego miasta rosyjskie jednostki. Natomiast jedyna duża jednostka desantowa ukraińskiej floty, okręt Jurij Ołefirenko (nota bene zbudowany w Stoczni Północnej im. Bohaterów Westerplatte w Gdańsku jeszcze dla Marynarki Wojennej ZSRR) został najprawdopodobniej zatopiony lub co najmniej ciężko uszkodzony w Odessie 29 maja br. W efekcie obecnie Ukraina posiada kilka małych jednostek desantowych i różne szybkie kutry/łodzie, dobre do działań dywersyjnych i przerzucania sił specjalnych, ale raczej mało przydatne przy dużej operacji desantowej. Można co prawda wykorzystać jednostki cywilne, których pewnie udało by się uzbierać sporą ilość. Np. statki wycieczkowe, których wykorzystanie wbrew pozorom nie jest takie głupi. Gdyż w ZSRR wiele sprzętu w założeniu cywilnego było tak projektowane by w razie wojny można było go łatwo użyć w celach wojskowych. I tak też było z wycieczkowymi barkami pływającymi po różnych rzekach i jeziorach i na co dzień wożących turystów. Zostały tak zaprojektowane by można było je praktycznie z marszu użyć jako jednostki desantowe.
Więc w teorii Ukraińcy mobilizując to co maja, plus dokładając jednostki z rynku cywilnego są wstanie wystawić jakąś desantową flotę. Problem w tym, iż może być i raczej na pewno jest to za mało by myśleć o jakiejś dużej operacji desantowej. Bo trzeba też uwzględnić iż przerzucenie desantu na drugi brzeg to tylko połowa sukcesu. ale potem trzeba walczących tam żołnierzy zaopatrywać , rotować jednostki, wywozić rannych itp. A można w ciemno założyć, iż w wyniku przeciwdziałania rosyjskiego część (większa/mniejsza) tych jednostek pływających zostanie wyłączona z walki (zatopiona lub uszkodzona). A więc i możliwości przewozu zaopatrzenia drastycznie spadną. A żołnierz bez amunicji wiele nie zdziała.
I tego problemu dowództwo ukraińskie jest z pewnością świadome. Dlatego czy zagrożenie takim desantem było/jest realne? Co prawda Ukraińcy już kilka razy w tej wojnie udowodnili że lubią nieszablonowe zagranie. Więc może coś jest na rzeczy..
Ale nawet jeśli coś jest na rzeczy to wysadzanie tamy i zalewanie tych obszarów w tej chwili jest średnio celowe. Gdyż co najwyżej (zakładając że taka operacja ukraińska była w najbliższym czasie przygotowywana) to może odwlec taką operacje o kilka tygodni. A za kilka/kilkanaście tygodni woda opadnie, grunt zacznie wysychać. I warunki do przeprawy przez Dniepr się poprawią. A w razie czego drugi raz nie da się wysadzić tej tamy. Tzn. wysadzić można i z 5 razy. Ale z pustego i Salomon nie naleje. Więc z pustej tamy już drugi raz się nie zaleje tych obszarów.
Dlatego paradoksalnie wysadzenie tej tamy już teraz, potencjalnie ułatwia dowództwu ukraińskiemu planowanie działań na lato tego roku. Bo znika zagrożenie, iż w razie rozpoczęcia forsowania Dniepru na szeroką skalę, te wojska desantowe zostaną zatopione w trakcie, lub tuż po postawieniu stopy na wschodnim brzegu (przypominam, niższym niż ten zachodni ukraiński, a więc bardziej podatnym na zalanie). Do tego ze względu na wspomniane ukształtowanie brzegów. jak podają media, fala powodziowa już zalała wiele..rosyjskich pozycji :) Zmuszając do ich opuszczenia stacjonujące jednostki, lub wręcz jak wspomniałem na początku, topiąc tak już na wieczność część ruskich sołdatów. Do tego woda rozmyła utworzone umocnienia oraz zmyła wiele pól minowych. Do tego zmusiła do wycofania się o kilkanaście km artylerię rosyjską, która terrorystycznymi ostrzałami uprzykrzała codzienne życie Chersonia i miejscowości wokół. To wszystko oczywiście da się odtworzyć. Ale wymaga to czasu i wysiłku. I gdyby Ukraińcy wyczekali moment jak grunt obeschnie i zdesantowali się na te w tej chwili słabo bronione brzegi.. nim zostaną one znów dobrze obsadzone i umocnione przez armię rosyjską.. No jest to ciekawa opcja..
Więc pomimo, że jest to tragedia dla osób którym zalewa domy i cios w gospodarkę ukraińską, gdyż była to jednak duża elektrownia i źródło zaopatrzenia w wodę dla całego okolicznego obszaru, w tym rolnictwa, a koszt potencjalnej odbudowy szacuję się na kilka (padają sumy 5-6 miliardów dolarów) to możliwe iż kilka osób w ukraińskim sztabie odetchnęło z ulga i się uśmiechnęło na wieść iż ta tama poszła w drzazgi (zakładając oczywiście, iż taka operacja desantowa była/jest planowana).
Więc co Rosja uzyskała wysadzając tą tamę? Poza kolejnym dowodem na to, że prymitywizm i okrucieństwo jest jej imanentna częścią rosyjskiej duszy. To może ustaną na jakiś czas różne rajdy ukraińskich sił specjalnych. Które nie przejmowały terenu ale mogły być dokuczliwe bo wywoływały pewne zamieszanie na tyłach. A, no i zabraknie niedługo wody. Ale nawet nie tylko na ukraińskich terenach (w sensie kontrolowanych przez siły ukraińskie) ale na...Krymie, który zaraz nie będzie miał problem z wodą. Gdyż zbiornik powstały w wyniki spiętrzenia wody przez tamę zaopatrywał (poprzez specjalny kanał) w wodę Półwysep Krymski (a głównie rolnictwo krymskie). By ten kanał funkcjonował, to musi być odpowiedni poziom wody w zbiorniku (12 metrów). Poziom którego za chwilę nie będzie, gdyż lustro wody obniża się o 15 cm na godzinę.
I tyle, bo jak wspomniałem paradoksalnie wojskowo więcej na tym mogą zyskać Ukraińcy.