
Moskwa – pływający diabeł, czy może raczej diabełek?
Około 13-14 kwietnia „specjalną operację zanurzeniową” przeprowadziła Moskwa. Niestety nie ta Moskwa z Kremlem w środku. Ale krążownik rakietowy projektu 1164 typu Atlant (według kodu NATO – Slava). Jak od wielu lat, bezkrytycznie podawało wielu dziennikarzy: postrach mórz i oceanów, zabójca lotniskowców itp. Ten mój patetyczny ton specjalnie kryje wiele ironii. Może na początku lat 80 gdy ten okręt wchodził do służby, mógł być tak określany. Ale dziś po 40 latach jest to po prostu ciekawy przykład starej, dosłownie muzealnej techniki.
Techniki która owszem, robi wrażenie. Ale wrażenie tylko na przysłowiowym Kowalskim czy Johnie. Bo to co władowano w ten okręt może robić wrażenie. 16 wyrzutni pocisków przeciw okrętowych P-700 Wulkan (16 pocisków – każdy z ładunkiem wybuchowym o wadze 500 kg (dla porównania warto wskazać, że np. ukraińskie rakiety Neptun, które posłały ten okręt na dno zawierają tylko 150 kg środków wybuchowych). Ponadto Moskwa posiadała 8 wyrzutni pocisków przeciwlotniczych S-300F Fort (z zapasem 64 pocisków), dwie podwójne wyrzutnie pocisków plot. Osa-MA (zapas 40 pocisków), 2 działa 130 mm, 6 działek plot. 30 mm AK-630M, 10 wyrzutni torped 533 mm, dwie dwunasto prowadnicowe wyrzutnie rakietowych bomb głębinowych RBU-6000. Robi wrażenie? Ano niewątpliwie tak. Szczególnie jeśli porównany to z uzbrojeniem jakim dysponują nasze największe okręty wojenne, czyli fregaty typu Oliver Hazard Perry czyli ORP Pułaski oraz Kościuszko. A posiadają one, hm hm hm 34 rakiety przeciwlotnicze i ..1 armata 76 mm, 1 armatka przeciwlotnicza CIWS Phalanx 20mm oraz 2 podwójne wyrzutnie torpedowe. Jak widać nie jest to coś co mogło by kogokolwiek przestraszyć. Tym bardziej, że brakuje całkowicie uzbrojenie przeciwokrętowego. Co prawda takie w oryginale było. Ale Polska przejmując okręty od US Navy zakupiła, oszałamiającą liczbę rakiet przeciwokrętowych w ilości sztuk…2 xD. Tak, tak zakupiliśmy 2 sztuki rakiet, które zresztą już zostały wycofane na złom, z powodu przeterminowania xD
Więc Moskwa wypchana całą masa różnych rakiet może robić wrażenie. Problem jest w tym, iż sama rakieta cudów nie czyni. Bo taką rakietą trzeba trafić w cel. A całe wyposażenie radarowe Moskwy, wszystkie systemy naprowadzania własnych rakiet, wykrywania rakiet przeciwnika czy w ogóle wykrywania przeciwnika, są czy raczej trzeba już mówić były ;) z przełomu połowy lat 70. I od tego czasu nigdy nie zostały zmodernizowane. Czyli mamy technikę, z czasów wczesnych Maluchów Fiatów 126p, telewizorów Rubin lub Jowisz. Jeśli komuś nic te nazwy nie mówią, to myślę, że warto zajrzeć na wikipedię ;)
Więc czy taka technika, słaba ale może dalej działać? Jeśli jest serwisowana to czemu nie. W końcu malucha można i dziś czasem spotkać na drodze. Jednakże jest to maluch o którego jego właściciel dbał, pieścił go i całował. A z Moskwa tak różowo nie było. Jedyny duży remont (zaznaczam, że remont a nie modernizację!) przeprowadzono na początku lat 90. Remont ten był wykonywany , jakże to paradoks historii (!) w Mikołajewskiej stoczni przez wówczas już niepodległą Ukrainę. Remont zaczęty w 1990 roku, mający trwać w założeniu 8 miesięcy, przeciągnął się do 8 lat. W efekcie poważnie rozważano w ogóle wycofanie okrętu z linii i oddanie go na złom. Jednakże ze względu na jego wielkość (a takich „reprezentacyjnych” okrętów Rosja niewiele posiada, no i ze względu na nadana mu w trakcie remontu nazwę (posyłanie na złom Moskwy niezbyt dobrze wygląda), dokończono jednak remont. Remont który sam w sobie mógłby być powodem niejednego kabaretu. Gdyż Rosjanie nie płacili Ukraińcom za część wykonywanych prac. W związku z czym ukraińska stocznia w ramach rozliczeń..część systemów z tego okrętu po prostu..wymontowała xD A co najlepsze, część tych wymontowanych systemów Rosjanie nigdy już nie uzupełnili. Więc nie dość że okręt jest wyposażony w muzealna technikę, to jest bardzo intrygujące pytanie, ile z tych sprzętów działa/łało i… po prostu jest/było fizycznie na tym okręcie…
Ale zakładając, że wszystko jest i działa, to..niewiele to zmienia. Systemy zamontowane na tym okręcie pozwalały (zakładając, że były w pełni sprawne!) na jednoczesne śledzenie od 6 do 12 celów (różne źródła różnie podają) i zwalczanie czyli naprowadzanie własnych rakiet na 3 do 6 celów. A to oznacza, że na upartego, pomijając wszelka finezje wystarczyło wystrzelić kilka rakiet i któraś i tak musiała się przedrzeć i trafić okręt... I jak pokazało życie, wystarczyły 2 rakiety…
W efekcie Ukraina odniosła niezwykły propagandowy sukces. Tym większy sukces, iż Moskwa to drugi największy okręt wojenny zatopiony w trakcie działań wojennych od zakończenia II wojny światowej. Pierwszym dla przypomnienia był argentyński lekki krążownik Generał Belgrano. Zatopiony w trakcie wojny o Falklandy 2 maja 1982 roku.
Na koniec 2 ciekawostki. Jedna niebezpieczna, druga po prostu ciekawa ;)
- Zaczynając od tej niebezpiecznej. Pojawiają się różne informacje, że Moskwa posiadała na swoim pokładzie rakiety uzbrojone w głowice atomowe.
- Jak podały media, na Moskwie znajdowały się relikwie Krzyża Świętego. Relikwie te to kilkumilimetrowa cząstka Krzyża osadzona w XIX wiecznym metalowym krzyżu, a ten z kolei – w specjalnej zrobionej metalowej arce. Według nieoficjalnych informacji, relikwia została zakupiona przez anonimowych darczyńców (którzy chcieli pozostać nieujawnieni) za 40 milionów dolarów. Wcześniej jakoby znajdowała się w katolickim kościele. Zgodnie z wola darczyńców relikwię przekazano flocie – tłumaczył dwa lata temu protojerej Siergiej z Symferopolskiego Okręgu Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej.
Jak podaje Rzeczpospolita: „Publicysta Aleksandr Niewzorow (który z powodu prześladowań w Rosji uciekł do Izraela) twierdzi, że całość do sztabu Floty Czarnomorskiej przywiózł Siergiej Stiepaszyn. Rosyjski polityk był poprzednikiem Władimira Putina na stanowisku premiera (w 1999 roku), a potem wieloletnim prezesem rosyjskiej Izby Obrachunkowej (odpowiednik polskiego NIK-u). Stiepaszyn ma stopień generała służb specjalnych.
Do dziś nie wiadomo, dlaczego ofiarodawcy chcieli by relikwia znalazła się na okręcie wojennym, a nie w cerkwi. Przy czym jedenaście soborów i monastyrów w Rosji (najwięcej spośród państw świata) twierdzi, że posiada szczątki Krzyża Świętego. Nigdy też nie ujawniono kościoła w którym kupiono relikwię. Protojerej Siergiej tłumaczył, że udało się to z powodu „zamykania świątyń na Zachodzie”, takie tłumaczenie budzi jednak znaczne wątpliwości. Nic bowiem nie wiadomo, by w ostatniej dekadzie jakikolwiek kościół sprzedał posiadaną resztkę Krzyża. Ponieważ nieznane jest źródło pochodzenia, można wątpić w prawdziwość relikwii.”